Niedziela w Szamotułach

Niedziele to u nas dni pod znakiem odpoczynku. Ale niekoniecznie oznacza to leżenie na kanapie i zmianę kanałów w tv. Odpoczywamy tak, jak lubimy! I jeśli nie ma sposobności, by gdzieś się wybrać, to zazwyczaj odbywam długie podróże w głowie ;)

Miniona niedziela, walentynkowa, upłynęła nam pod znakiem krótkiej wycieczki do Szamotuł. Od tego miasta dzieli nas jakieś 40 km, ale nigdy nie było okazji, by tam zawitać. Okazję zatem stworzyliśmy sobie sami. 



Baszta Halszki
To niewielkie miasto, które jednak kryje w sobie kilka interesujących punktów. Zacznijmy od Zamku Górków i baszty. Zamek z początków XV wieku przebył długą drogę od powstania do stanu dzisiejszego. Wielu właścicieli, ich pomysły na wygląd budynku oraz remonty w trakcie których pozbyto się części oryginalnych elementów sprawiły, że w aktualnym wyglądzie zamku trudno na pierwszy rzut oka zobaczyć średniowieczny zamek.

Zamek Górków
W latach 1976-1989 w czasie remontu usiłowano przywrócić gotycki charakter zamku, wydobywając spod tynku fragmenty ceglanych zdobień. Przyznaję, że wygląda to dość zaskakująco:


Ceglane fragmenty wyeksponowane spod tynku
Zwiedzanie Wnętrz szamotulskiego Zamku zaczynamy od piwnicy z salą gotycką, w której mieści się imponująca wystawa ikon oraz przedmiotów związanych ze sztuką cerkiewną.
Ikony w zbiorach Muzeum
Sala gotycka
Na parterze możemy podziwiać m.in. salonik pani oraz pokój pana. Zdecydowanie moje serce mocniej zabiło w pokoju pana. Chyba widać dlaczego ;)
Pokój pani
Pokój pana
Ekspozycja malarska

Na piętrze mamy sale: balową, koncertową oraz rycerską. 
Sala balowa



Sala koncertowa

Sala rycerska

Wnętrza wraz z wyposażeniem dobrze prezentują charakter siedziby magnackiej.

Najbardziej dla nas interesująca była niewątpliwie stojąca w sąsiedztwie zamku baszta, nazywana "Basztą Halszki" lub "Basztą Czarnej Księżniczki". 
Wejście do baszty

Nazwa wzięła się od legendy o Elżbiecie, zwanej Halszką właśnie. Treść legendy ze strony Muzeum w Szamotułach:
"Córka Beaty Kościelskiej i kniazia ostrogskiego Eliasza - Elżbieta przyszła na świat 19 czerwca 1539 roku. Urodziła się już po śmierci swego ojca, który opiekę nad nią powierzył kilku osobom, jednocześnie opiekunem zwierzchnim czyniąc Zygmunta Augusta. Elżbieta, znana powszechnie pod zdrobniałym imieniem Halszki, była dziedziczką wielkiej fortuny na Wołyniu i Ukrainie. Starania polskich, litewskich i obcych kandydatów do jej ręki utrudniała matka, zasłaniając się potrzebą zgody Zygmunta Augusta.
Wśród starających się o Halszkę znalazł się młody kniaź Dymitr Sanguszko. Uzyskał on pisemna zgodę na małżeństwo od stryja Wasyla oraz matki. Gdy matka zwlekała z wydaniem czternastoletniej córki za mąż, stryj wraz z narzeczonym zbrojnie najechał Ostróg. Przerażoną Halszkę przymuszono do poślubienia Dymitra, mimo protestów matki. Księżna Beata zaniosła skargę do króla, który skazał Dymitra "na utratę czci i gardła". Sanguszko wraz z Halszką przekroczył granicę czeską, zamierzając schronić się na zamku rudnickim.

 

Jednakże pościg panów koronnych dogonił uciekających. Wyrok na Dymitrze został wykonany, a Halszkę zwrócono matce. O jej losie zadecydował sam król, oddając rękę księżniczki Łukaszowi III Górce, wojewodzie poznańskiemu. Księżna Beata, przeciwna temu małżeństwu, zatrzymała córkę przy sobie. Gdy jednak nadszedł czas powrotu Halszki do męża, obie z matką wyjechały do Lwowa i ukryły się w klasztorze dominikanów. Przedostał się tam, zgodnie z wolą Beaty, w stroju żebraczym, kniaź Symeon Słucki i poślubił Halszkę.
 

Księżna Beata sądziła, że król uzna to małżeństwo, lecz doznała zawodu. Zgodnie z rozkazem królewskim Halszka wróciła do Łukasza, który przywiózł ją do Szamotuł. Tutaj samotnie, przez 14 lat, mieszkała w baszcie. Po śmierci męża w 1573 roku, wróciła do Ostroga. Cały swój majątek zapisała stryjowi Wasylowi i jego synowi Januszowi. Dożyła końca swoich dni w Ostrogu w stanie silnej depresji psychicznej. Zmarła w 1582 roku, w wieku 43 lat."

W baszcie poszczególne kondygnacje zajmują ekspozycje związane z dziejami ziemi szamotulskiej oraz miasta Szamotuły.
Ekspozycja na I poziomie baszty
Z zakładu fotograficznego / Bogini mądrości
Bardzo interesujące przedmioty z ziemi szamotulskiej i Szamotuł
Ten bicykl mnie zauroczył!
Na terenie Muzeum zwiedzać możemy jeszcze oficynę oraz spichlerz. W oficynie czeka na nas wystawa etnograficzna - w ramach której zaaranżowano warsztat stolarski, kowalski oraz tkacki, a także urządzono izbę wiejską. Nie wiem, czy lubicie takie klimaty, ale dla mnie to prawdziwe przeniesienie w czasie! Rozpływam się
Oficyna i teren wokół
Wystawa etnograficzna
Spotkany w swoje święto - św. Walenty
W oficynie na piętrze - stroje ludowe
Spichlerz z kolei służy aktualnie jako galeria! Wewnątrz możemy podziwiać wystawę zdjęć pt. "Fotografia Dzikiej Przyrody" wyłonionych w konkursie organizowanym przez BBC Wildlife Magazine i Natural History Museum w Londynie. Naprawdę było, co podziwiać!
Wystawa współczesna, ale klimat i zapach jak najbardziej spichlerzowy

Z Muzeum kierujemy się na rynek. Przyznam szczerze, że wygląda na zapomniany i brak mu - w moim odczuciu - ducha, o jakim bym marzyła. Architektonicznie bardzo mi się podobał, ale zabrakło miejsca, gdzie przyjemnie byłoby wypić kawę. 
Rynek szamotulski
Szczególnie interesujące na rynku są dwa punkty. Zegar umieszczony na szczycie słupa ogłoszeniowego oraz krzyż. 
Słup ogłoszeniowy z zegarem / Krzyż na rynku
Z krzyżem wiąże się bardzo ciekawa historia:

"Spośród wielkopolskich zrywów powstańczych najgłośniejszy i najbardziej znany jest ten z przełomu lat 1918/19. Tymczasem historia mówi też o dwóch wcześniejszych – w 1846 i 1848. W tym drugim powstaniu (zwanym również poznańskim) czynny udział brał m.in. szamotulski stolarz Antoni Śramkiewicz.

Zachowały się opowieści o tym, jak po stłumieniu zrywu wyzwoleńczego ścigany przez pruskich żołnierzy Śramkiewicz zbiegł do pobliskiego Gałowa i tam schronił się w konarach jednego z pokaźnych, rosnących w przypałacowym parku drzew. Prusacy wprawdzie przeszukali wszystkie zabudowania i przeczesali park ale do głowy im nie przyszło, by spoglądać w niebo. Ba – jak wieść gminna niesie – kilku z nich nawet odpoczywało dokładnie pod TYM konkretnym drzewem. Spoglądający na nich z góry stolarz modlił się o ocalenie ślubując, że o ile uda mu się wyjść z opresji cało – w podzięce za ocalenie postawi na rynku w Szamotułach drewniany krzyż.

Prusacy odeszli z kwitkiem a wdzięczny Panu Bogu Śramkiewicz sobie tylko znanym sposobem przekonał dziedzica Gałowa, pana Mycielskiego, by pozwolił mu ściąć drzewo. Własnoręcznie wykonał z niego wysoki krzyż i ustawił dokładnie tam, gdzie ślubował czyli na szamotulskim rynku. Stał tam przez lata otoczony szacunkiem mieszkańców miasta (oraz pięknym żelaznym płotkiem), aż pewnej nocy w 1934 r. powaliła go ogromna wichura. Padając uszkodził przewody elektryczne. «Gazeta Szamotulska» pisała wtedy: «Nastąpiły błyskawice i ogromne snopy oślepiającego światła. Wszystkie lampy w mieście pogasły, nastąpiły ciemności egipskie. Zaalarmowano Straż Pożarną i personel elektrowni, którzy wspólnemi siłami, wśród niesłychanie trudnych warunków, wśród wichru i deszczu po półgodzinnej wytężonej pracy przeszkodę usunęli i przewody elektryczne prowizorycznie naprawili. Światło znów zabłysło. Tylko krzyż, ta droga pamiątka z czasów niewoli, leżał pogruchotany na bruku»."

Ostatni punkt naszej wycieczki to Kościół św. Krzyża, tj. barokowy zespół poklasztorny z lat 1675-1682. Niestety w środku było ciemno i trudno było podziwiać wnętrza kościoła. Z zewnątrz zespół prezentuje się bardzo okazale.


Kościół św. Krzyża



Widoki kościoła
W bliskiej okolicy kościoła możemy podziwiać kilka pomników oraz miejsce pamięci.
Miejsce pamięci
Pomnik Wacława z Szamotuł
Pomnik "Powstańcom Wielkopolskim"
Pomnik "W hołdzie inwalidom wojennym"
Pomnik Maksymiliana Ciężkiego - uczestnika prac nad złamaniem szyfrów Enigmy
Przyznaję, że w Szamotułach zostało kilka miejsc, do których chętnie zajrzę, jak pojawi się wiosenne słońce i cieplejsze powietrze. Jeśli macie w swojej okolicy takie miasteczka, to daję głowę, że też kryją w sobie drobne perełki, które warto odkryć. Mam ochotę na kolejne takie wycieczki! 

4 komentarze :

  1. na Podlasiu też jest trochę takich miasteczek - niby cichych i sennych, a z wieeeelką historią. Kiedy zawieje nas pod Poznań - wiemy już, gdzie zajrzeć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda Twoja notka to podróż - w głowie i w sercu :-) Może zawędrujesz do Opalenicy (o ile Cię tam jeszcze nie było :-))? Ja polubiłam to miasteczko - ma swoje perełki. /Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawędruję :) Zaraz poszperam i poczytam! Dziękuję za info :)

      Usuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń