Wenecja w środku zimy

Italia zimą… brzmi pięknie, prawda? Ale ja nie zasmakowałam wizyty we Włoszech tej zimy. Wybrałam się za to na zwiedzanie Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji w woj. kujawsko-pomorskim. Słońca tego dnia nie brakowało, ochoty do zwiedzania (jak zwykle) też nie. Kto chętny, niechaj się ze mną spakuje i wyruszy w drogę w takt kolejkowych kół.


Jak tylko zobaczyłam informację na temat Dnia przewodnika turystycznego w sąsiednim województwie, pomyślałam, że trzeba skorzystać. Kilkadziesiąt miejsc otwartych za darmo lub za symboliczną złotówkę to nie lada gratka dla każdego turysty i podróżnika. Na wstępie w ramach selekcji ominęłam miejsca odległe od Poznania (ze względu na czas i koszt podróży). Poszukiwałam zatem czegoś bliżej, ale nie tak powszechnego jak Biskupin. Padło na Wenecję i największy w Europie skansen kolei wąskotorowej oraz ruiny średniowiecznego zamku z platformą widokową.

Trasa do Wenecji z Poznania jest nam bardzo dobrze znana, a ponieważ wyjechaliśmy z dużym zapasem czasowym, udało nam się odwiedzić jeszcze miejscowy cmentarz i kościół. Na cmentarzu zaskoczył nas grób Walentego Szwajcera – odkrywcy Biskupina. A jeśli chodzi o kościół, to zaskoczył nas fakt, że był otwarty!





Pogoda tego dnia naprawdę dopisała – słońce i mróz pozwoliły nam na zwiedzanie skansenu z przyjemnością. Na niewielkim terenie mieliśmy okazję podziwiać 17 parowozów, w tym najstarszy z 1899 roku! Ciekawostką jest, że ten ponad stuletni parowóz w dalszym ciągu jest sprawny i można nim wyruszyć w podróż.




Podziwialiśmy nie tylko parowozy, ale także całą infrastrukturę kolejową: budkę dróżnika, rogatki, pompy, obrotnicę, żurawia wodnego, rozjazdy.







Duże wrażenie zrobił na mnie parowóz z Chrzanowa – pierwszej fabryki lokomotyw w Polsce. Data 1949 r. oraz godło Polski bez korony od razu przykuły moją uwagę. Fablok, czyli wspomniana fabryka, w okresie powojennym (1945-1963) wyprodukował około 3600 parowozów nie tylko na użytek krajowy, ale także na eksport głównie do krajów komunistycznych.


Wszyscy zwiedzający mieli także okazję wejść do wnętrza niektórych wagonów. Jak uświadomił nam przewodnik, podróżowanie wagonami tego typu zdecydowanie prowokowało zawiązywanie nowych znajomości. O ile przyjemniej dzisiaj byłoby wyruszać w drogę, gdyby mieć za współpasażerów przyjemnych rozmówców, a niekoniecznie ludzi zatopionych w swoich smartfonach, odtwarzaczach muzyki czy tabletach!



W ramach zwiedzania mieliśmy okazję także do wizyty w ruinach weneckiego zamku. Zamek został zbudowany w połowie XIV wieku na zlecenie Mikołaja Nałęcza. Na początku XV wieku zamek przeszedł w ręce arcybiskupa gnieźnieńskiego – Mikołaja Trąby. Ten zlecił jego rozbudowę. Zamek jednak nie pełnił już tak ważnej funkcji obronnej jak dotychczas i wkrótce zdecydowano o jego rozbiórce. Materiały z rozbiórki posłużyły do budowy nowej siedziby biskupów w Żninie.


Współcześnie możemy wspiąć się na taras widokowy, z którego rozlega się widok nie tylko na muzealne parowozy, ale także na trzy okoliczne jeziora: Biskupińskie, Weneckie i Skrzynkę.



Na tym mogłaby się zakończyć nasza wycieczka, zdecydowaliśmy jednak, że w drodze powrotnej zmienimy trasę i pojedziemy przez Strzelno – rzucić okiem na rotundę św. Prokopa. To największa rotunda w Polsce, zbudowana pod koniec XII wieku. Nagle, przy drodze, zauważyliśmy niezbyt okazały pomnik. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Szczeglin. Tablica informowała, że w tym miejscu od 1 X 1939 r. do 15 IX 1940 więziono w stajniach ponad 4600 kobiet, mężczyzn i dzieci. Większość z tych osób została wywieziona do obozów koncentracyjnych, a ponad 100 osób rozstrzelano.


W atmosferze rozmów na temat II Wojny Światowej i innych miejsc kaźni, dotarliśmy do Strzelna. Niestety ze względu na porę roku zwiedzanie rotundy nas omija – kartka na drzwiach informuje, że z przewodnikiem należy umówić się telefonicznie. Nasza spontaniczność tym razem nie sprzyja wizycie w kościołach. Możemy jedynie wejść do bazyliki św. Trójcy z przełomu XII/XIII wieku. Choć oczywiście – tylko do krat.




Narobiliśmy sobie tylko apetytu wobec obu tych kościołów. Będzie trzeba znaleźć wiosenny lub letni weekend, by tam wrócić i wejść do środka. Zatrzymaliśmy się jeszcze tylko przy wieży ciśnień i przy pomniku ku czci zamordowanych w Strzelnie, Kopcach, Ciencisku i Kurzabielu w czasie II Wojny Światowej.




I tak zmierzaliśmy do domu po kolejnej interesującej wycieczce. A kogo rozczarowałam i komu marzyła się w tym wpisie prawdziwa włoska Wenecja – zapraszam po sąsiedzku do Oli i Meda. Ich europejskie wojaże zahaczały m.in. o Wenecję: http://polegytravels.pl/

3 komentarze :

  1. Byłam tam jakieś dwadzieścia lat temu na wycieczce szkolnej ;) Tak samo w Żninie i Kruszwicy. Naszła mnie ochota odwiedzić tamte rejony, zwłaszcza że teraz jestem nieco zawodowo związana z kolejami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pociąg do kolei to kwestia rodzinnych tradycji :) Dziadek-kolejarz za życia zaszczepił we mnie zainteresowanie wszystkim, co kolejarskie.
      W Kruszwicy byłam też dawno temu na wycieczce szkolnej, chętnie tam wrócę po latach!

      Usuń
  2. Nie wiedziałam, że w tej polskiej Wenecji są takie atrakcje :) W sumie niedaleko nas (w Sochaczewie) jest Muzeum Kolei Wąskotorowej, ale jeszcze nie zdążyliśmy się tam wybrać... Szkoda, że zamek został prawie całkowicie rozebrany :( Teraz byłby to nie lada zabytek...

    OdpowiedzUsuń