Moje półmarzenie i niełaskawa skała Gibraltaru

Zobaczyć skałę Gibraltaru było moim marzeniem. Przez co, gdy szukałam pomysłu na wycieczkę trzy lata temu, upierałam się, by to miejsce znalazło się w jej planie. Ponieważ punktem docelowym było Maroko, które dla nas jawiło się jako kraina nieznana, nieokiełznana, może też nieco niebezpieczna, wyjazd był tzw. „zorganizowany”, ściśle mówiąc z biurem podróży. Nie o tym jednak dzisiaj. Dzisiaj o tym, jak często marzenie spełnione połowicznie utrudnia człowiekowi żywot.

Tak naprawdę nie wiem, dlaczego tak sobie ten Gibraltar wymarzyłam. Od kiedy uczyłam się na geografii położenia półwyspów świata, zaczęło mi w głowie kiełkować, że to dopiero musi być arcyciekawe miejsce ten Gibraltar. Zwłaszcza gdy uświadomiłam sobie, że to miejsce, z którego być może widać Afrykę! Wycieczka została przyklepana, Gibraltar stanowił jej pierwszy punkt, którego naprawdę nie mogłam się doczekać. Łapię to marzenie w palce, z ekscytacją wysiadam z autobusu, czuję endorfiny... Zaraz, dlaczego, przepraszam, ta chmura tu się znalazła?!


Jakaż była moja „rozpacz”, gdy okazało się, że skały w pełnej krasie nie widać. Że wierzchołek przysłania wielka chmura. Widzę, że skała jest, istnieje, imponująca, ale nie jest mi dane zobaczyć jej w pełni. Nic to... może się przejaśni! Kierujemy się zatem do przejścia granicznego. Kontrola idzie sprawnie, zatem możemy zacząć zwiedzanie półwyspu. A zaczyna się interesująco, bo na pasie startowym.


Jeśli mieliście kiedyś okazję słuchać o najniebezpieczniejszych lotniskach świata, to gibraltarskie znajduje się w czołówce. Na co dzień po pasie lotniska odbywa się ruch – zarówno pieszy, jak i samochodowy. W momencie lądowania samolotu zamykają się szlabany (jak te kolejowe), ruch jest wstrzymany, samolot ląduje i wszystko wraca do normy.

Całkiem niedawno u Asi na blogu Miejsca-Smaki-Zapachy znalazł się wpis o najniebezpieczniejszych lotniskach świata. Był też Gibraltar. Poczytajcie ;)



My tymczasem zmierzaliśmy do malutkich busików, które miały zabrać nas na południe w kierunku Europa Point oraz w nieco wyższe partie skały gibraltarskiej. Komfort powiedziałabym nie najwyższy, ale za to bliskość współpasażerów sprzyjała integracji.


Europa Point to najbardziej na południe wysunięty kraniec Gibraltaru. Jego przestrzeń to kilka bardzo interesujących punktów i miejsc. Na pierwszy plan wybija się meczet z imponującym minaretem. I chyba jeszcze bardziej imponującą informacją o kosztach jego budowy – pochłonęła ona 5 milionów funtów! Meczet został otwarty w 1997 roku, a całość kompleksu obejmuje także bibliotekę, szkołę i salę konferencyjną.



Zapewne wiecie z historii, że Gibraltar był świadkiem katastrofy lotniczej 4 lipca 1943, w której śmierć poniósł m.in. gen. Władysław Sikorski - Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych. Przyczyny i okoliczności katastrofy budzą kontrowersje wśród historyków do dzisiaj. Nie zakłóciło to jednak upamiętnieniu na Europa Point osoby generała. Pomnik w obecnym miejscu znalazł się 4 lipca 2013 roku. Wcześniej pomnik znajdował się już w dwóch innych lokalizacjach, miejmy nadzieję, że w tym miejscu zostanie już na stałe. Byliśmy w tym miejscu w sierpniu, stąd pozostałe po rocznicy lipcowej ususzone kwiaty i wieńce.





Europa Point to także miejsce, w którym znajduje się latarnia morska. Uruchomiona w 1841 roku latarnia mierzy 20 metrów. Ciekawostkę stanowi fakt, że jest to jedyna latarnia morska nadzorowana przez Trinity House (organizację brytyjską), znajdująca się poza terytorium Wielkiej Brytanii.




I oto nadchodzi… punkt kulminacyjny. Tak, z Gibraltaru widać Afrykę. 32 kilometry dzielą nas od Ceuty. Co prawda to hiszpańska eksklawa, ale leży w Afryce. No dobrze, świetnie, w teorii jesteśmy gotowi na ten oszałamiający widok. Ale znowu – co się z nim stało?!


Gibraltar znowu dał nam prztyczka w nos. No dobrze, może nie sam Gibraltar tylko pogoda. Swoją drogą ładnie to zagrało – brytyjskie terytorium zamorskie i pogoda jakby zupełnie brytyjska. No dobrze, przyjmujemy to na klatę. Afryka gdzieś tam jest. Za moment jedziemy dalej. Jeszcze tylko rzut oka na działo, które jest jednym z wielu elementów militarnych na Gibraltarze.


Opuszczamy Europa Point i udajemy się w kierunku jaskini św. Michała. Wejście do jaskini znajduje się na wysokości około 300 m, więc nasz busik jedzie naprawdę pod górę, momentami jest naprawdę stromo. Nigdy nie wiem, czego spodziewać się po jaskiniach. Wyobraźnia – a może ilość obejrzanych horrorów – zawsze mnie powstrzymywały przed byciem dobrym grotołazem. W grupie jednak wejście do jaskini wydaje mi się bezpieczne. Bez przesadnych słów muszę powiedzieć, że ta jaskinia to po prostu cud. Niesamowite formacje, do tego podświetlenie, muzyka w tle… To było jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Przeszkadzały mi tylko dwie rzeczy: ułomność moich umiejętności fotograficznych oraz (zabawne!) nadmiar towarzystwa. Żeby Wam pokazać choć trochę jaskini, wybrałam najlepsze zdjęcia z tego miejsca, ale one nie oddają uroku i czaru jaskini.




Po wyjściu z jaskini czekali na nas mieszkańcy półwyspu. Bardzo zwinne, sprytne, niekiedy złośliwe magoty gibraltarskie. To jedyna populacja małp (utrzymywana sztucznie) żyjąca w stanie wolnym w Europie. Małpy są właściwie wszędobylskie, nie są płochliwe, a wręcz szukają kontaktu z ludźmi. Przy czym potrafią wyciągnąć z torebki butelkę z wodą czy wyszperać zawartość zewnętrznych kieszonek plecaków. Podobno bywają agresywne w stosunku do turystów, nas jednak takie doznania ominęły. A kiedy napatrzyliśmy się na małpy, podziwialiśmy także widok.







Na koniec naszego pobytu na Gibraltarze zjechaliśmy do – powiedzmy – centrum. Nie będę może opowiadać o zakupach, choć zrobię jeden wyjątek, ale najpierw powiem o tym, co mnie zaskoczyło. Był to plakat wiszący w witrynie jednego ze sklepów. „Gibraltar an example to the world”. Na plakacie trzymający się w geście pojednania mężczyźni. Ale nie zwykli mężczyźni, a przedstawiciele judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Plakat zaskakujący, ale potrzebny. Dzisiaj zwłaszcza stanowi dla mnie powód refleksji o konfliktach religijnych. Musicie wiedzieć, że Gibraltar to terytorium, gdzie trzy wielkie religie funkcjonują obok siebie, przenikając się, ale nie zabijając. 


Muszę jeszcze wspomnieć, że Gibraltar to fortyfikacje i kazamaty. Co rusz możemy spostrzec spore kawałki muru, bramy, zbrojenia, działka. Na Gibraltarze funkcjonuje też ok. 50 km tuneli wydrążonych głównie w okresie Wielkiego Oblężenia oraz II Wojny Światowej. Zdjęcia poniżej pokazują naprawdę tylko skromny fragmencik. 



I już absolutnie na zakończenie dygresja nieco wstydliwa. Na Gibraltarze płacić można w Euro, zatem nie było problemu z zakupami. Pilot naszej wycieczki zasugerowała, aby poczynić ostatnie zakupy alkoholowe, ponieważ wjedziemy do muzułmańskiego Maroka i tam alkohol nie będzie dostępny tak łatwo. My, nie wielbłądy, uznaliśmy, że jakiś alkohol warto zakupić, choćby dla dezynfekcji wewnętrznej. Oczywiście miał być to alkohol wysokoprocentowy, wódka jednym słowem. A ponieważ na regale wódek dostatek, nazwy niekoniecznie znane, a jak znane, to naprawdę kosztowne, poszliśmy w pragmatyzm – ilość, cena oraz butelka. Wybraliśmy litr, tanio w plastiku – żeby nie było nam ciężko nosić. Po fakcie dowiedzieliśmy się, że właściwie, formalnie i po Bożemu powinniśmy ten zakup zgłosić na granicy do oclenia. I tu powiedzmy miał miejsce jeden jedyny w życiu incydent przemytniczy, gdyż kontrola na granicy okazała się bardzo powierzchowna. Wódka pojechała z nami na Czarny Ląd. Była okropna, ale i ekonomiczna – po jednym kieliszku nie chciało się więcej pić. Gorycz wódki nie ma się jednak nijak do goryczy w postaci widoku odsłoniętej skały w czasie, gdy przekroczyliśmy granicę. Czy wówczas zobaczylibyśmy Afrykę z Europa Point? Nie wiem. Pozostał niedosyt, który mam nadzieję jeszcze w życiu zaspokoić. Marzy mi się lądowanie na gibraltarskim lotnisku i choćby wisiała ogromna chmura, będę koczować pod tą skałą do skutku i pięknej widoczności! 


6 komentarzy :

  1. Uwielbiam małpy wszystkie bez wyjątku :D W sumie to mogłabym z nimi spędzać całe dnie :D
    Szkoda tej pogody..ale zdjęcia i tak zachęcają :) Chyba musze znowu zmienić liste marzeń :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już pomijając brak widoczności, Gibraltar pozostawił mi spory niedosyt. Będę usiłowała tam wrócić na pewno :)

      Usuń
  2. Skąd ja znam takiego pecha do pogody ;) Przez 6 dni w Paryżu czekałam na słońce... I pojawiło się, gdy wsiadłam do autobusu wiozącego mnie na lotnisko...
    A skała Gibraltaru ma w sobie coś bardzo intrygującego i też bym chciała ją zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzy nam się Gibraltar :) Lotnisko jest faktycznie ciekawe. Co do plakatu to... w wielu miejscach na świecie tak to właśnie funkcjonuje, różne religie współistnieją a nie próbują się nawzajem zwalczać :) Tylko u nas się o tym nie mówi bo przecież lepiej podsycać nienawiść... Ale chociażby w Etiopii, Mozambiku nikt nie ma problemu z tym że ozy tej samej ulicy jest i kościół i meczet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam aż takich dalekich podróżniczych doświadczeń, ale Gibraltar i Maroko uświadomiły mi, że meczet, synagoga i kościół na jednej ulicy to nie jest problem i nikt nie oblewa drzwi farbą ani nie podrzuca głów świń dla znieważenia. Szkoda, że u nas tak mało wzajemnego szacunku. U nas katolik katolikowi z przyjemnością dowala, "dla zasady". Smutne.

      Usuń
  4. Gibraltar, czyli kolejne miejsce, które chciałabym odwiedzić! Co prawda wszystkich zachęcają małpki, a mnie do siebie zupełnie nie przekonują. Nie chcę, aby coś mi ukradły :D Pogoda nie dopisała, ale lepiej zobaczyć coś choć raz, w złych warunkach, niż nie zobaczyć wcale :)
    Czy wstęp do jaskini jest płatny? Znaczy w sumie to byliście na wycieczce zorganizowanej, to może mieliście to w kosztach już, więc nie wiem czy wiesz :)

    OdpowiedzUsuń